Do apteki-muzeum ktoś wbiega z informacją, że "Rudego” wywożą z katowni przy Szucha. Ul. Kowalską przejechał w dekawce "Zośka” i więźniarka w drodze na Pawiak. A na placu Rybnym stoi pucybut, który w skrzynce na szczotki trzyma broń. Jest rok 1943 w Warszawie, w roku 2013 w Lublinie.
Lublin w Google Earth
Nie mogliśmy dać się zapamiętać lepszej osobie. Scenograf nagrodzona prestiżową amerykańską EMMY (za pracę przy dokumencie o słynnym niemieckim sterowcu Hindenburg, który spłonął w 1937 r.), pracowała na przykład przy "Liście Schindlera”, "Korczaku”, "Pierścionku z orłem w koronie”, "Pręgach czy "Ki”.
– Przyznam się, że szukając miejsca na zbudowanie Arsenału oglądałam Lublin w Google Earth. Z dużym zapasem układ ulic wokół placu Rybnego jest podobny do tego, jaki był w Warszawie. Gdyby to był dokument, to oczywiście bym odtworzyła Arsenał 1:1. Tu jest jego idea. W 1938 roku ulica Nalewki została poszerzona i w Arsenale wyrąbano arkady. Tam wszystko się działo. Ale arkady z lat 30. mają prostokątne obramienia, więc poszłam w stronę gdańskiego arsenału.
Fajniej jest strzelać spod półokrągłego łuku niż spod obramienia prostokątnego. Rogi zawsze źle wyglądają – opowiada scenografka, która dodaje, że trochę została zaszufladkowana, jako specjalista od scenografii z czasów II wojny światowej. Ale może zrobić każdą epokę. – Praca scenografa jest pracą detektywa, zbieraniem drobiazgów, żeby z nich zrobić świat. Taka praca koncepcyjna jest najfajniejsza, wyszukiwanie smaczków, atmosfery. Potem już tylko trzeba to zrealizować i nakręcić.
Dekoracja to tylko dekoracja
– Była zbyt ładna i miała za ładne okna – mówi Ewa Skoczkowska. Nieprzyjemnie zielona elewacja zyskała szarą patynę, a okienne ramy, zaklejone malarską taśmą zrobiły się zakurzone i stare. Niestety, filmowa charakteryzacja zniknie. Nieruchomość była odrestaurowana za unijne pieniądze i jeszcze nie minął czas, kiedy można w niej coś zmieniać. Po skończonych zdjęciach ściany znów zostaną pomalowane na intensywnie pistacjowy kolor.
Opowieść z offu
Na Kowalskiej stanęła zielona budka, taka w jakiej w latach 30. ubiegłego wieku można było kupić papierosy, tytoń, bibułki. Zanim pojawiła się ekipa filmowców, budka-dekoracja już stała. W ramach oryginalnej sesji ślubnej do budki wlazła panna młoda w bieli. – Jak ona tam wlazła? zastanawiali się filmowcy, którzy przypadkiem byli świadkami sesji.
Furmańska 2013/Kowalska 1943
Jest poniedziałek, 16 września. Stojąc na ul. Furmańskiej, obok piekarni, widzi się wycinek ul. Kowalskiej. Mury odrapane jak zwykle, nawierzchnia mokra, jakaś męska postać w płaszczu. Chłodny wrzesień. Dzień zwykły, może tylko ciszej, bo samochody nie jadą i więcej miejsca, bo nie parkują na połowie jezdni. I nagle pada słynne "kamera, akcja”. I ruszają dorożki, wóz z węglem, samochody. Na chodnikach gęsto od spacerowiczów. Ktoś się komuś kłania, ktoś kupuje tytoń. Ciasno na chodnikach, ruch na jezdni w obie strony. Jest marzec 1943 roku. Oczywiście, widać kamerę, kable, ochroniarzy, piekarnia jak zwykle handluje drożdżówkami i chlebem z kminkiem. Wiadomo, że to plan filmowy. Ale i tak efekt jest. Laik czuje się jak po zakupach w pobliskim sklepie z dopalaczami.
– Za grube te konie, za spasione. Za okupacji takich nie było – peroruje troszkę bełkotliwie jeden z panów mieszkających pewnie gdzieś obok. – Ojciec mi mówił, że za Niemca…
– Eeee, a od kiedy ty znałeś swojego ojca heheheheheh – docina jeden z kolegów.
Znów mamy rok 2013. Ekipa przygotowuje powtórkę sceny. Przy kolejnej i kolejnej niektórzy mieszkańcy rezygnują. Inni podkładają poduszkę pod łokieć i siedzą w oknach dalej.
Legenda i świętość
– Nasza adaptacja nie może złamać przesłania książki, jesteśmy mu bardzo wierni. I mamy świadomość, że zmierzyliśmy się ze świętością i ludźmi, którzy są legendami. Ale zadaliśmy sobie pytanie: Kim oni by byli dzisiaj? Nasi bohaterowie znaleźli się w sytuacji granicznej. Polski nie ma na mapie, ale istnieje romantyczna ojczyzna wewnętrzna. Opowiadamy o zdarzeniach z 1943 roku, ale robimy to w roku 2013. Chcemy trafić do współczesnych młodych ludzi, którzy niekoniecznie stawiają sobie pytanie o patriotyzm – tłumaczy.
Wojciech Pałys pytany o to, jak w ogóle doszło do ekranizacji książki Aleksandra Kamińskiego, mówi, że to Maciej Ciupiński przyszedł z tym pomysłem do Mariusza Łukomskiego, prezesa Monolith Films, który zaangażował w to przedsięwzięcie swoje prywatne pieniądze. – W efekcie tej rozmowy dziś jesteśmy na planie "Kamieni na szaniec”. I we trzech z Maciejem Ciupińskim i Mariuszem Łukomskim jesteśmy współproducentami filmu.
Opowieść z offu
Scenografia na placu Rybnym powstawała tydzień z okładem. Pojawiły się płyty, sklejka, deski, farby, silikony. I ochrona. Pomysłowi mieszkańcy okolicznych, a może dalszych kamienic, a może w ogóle z innej dzielnicy… przebrali się w robocze ciuchy i zaczęli kręcić w pobliżu miejsca, gdzie pracowała ekipa przygotowująca scenografię. Brali wiaderko z farbą i znikali. Albo kilka deseczek. Albo wałek. Ochrona się w końcu zorientowała, że są pracownicy i pracownicy-przebierańcy.
Wszyscy są w to zamieszani
W pubie "U Fotografa” odpoczywają statyści. W miejskim lokalu czekającym na nowego najemcę działa pracownia, która robi filmowe szyldy. W lombardzie panowie żartują, że będą negocjować z filmowcami stawkę za zmianę ich reklamy. Od strony Lubartowskiej są lombardem, od strony placu Rybnego oferują dzbanki, miednice i kubki. Pytani, czy oklejone okna mają dla estetyki czy to ochrona przed planowanymi eksplozjami kręcą głowami, że nie wiedzą. W aptece-muzeum trwa wymiana pracownika na aktora. Stare meble i zabytkowe naczynia aptekarskie będą idealnym tłem do filmowej sceny. W sklepie metalowym klienci są tylko między ujęciami. Przybiegają, nie patrząc w górę. I dobrze, pokaźny napis głosi, że wbiegają do antykwariatu. Schody Zaułka Hartwigów dzieli biało-czerwona taśma i stoi ochrona. Pozwalają przejść i pomagają trafić do Trybunału. Tutaj teraz to mało kto zna miasto – tłumaczą życzliwie.
Nic dziwnego, jedna ulica z 1943 roku, a zaraz obok z 2013.